TAEKWONDO TO JA. Damian Domagała i dwadzieścia lat treningu

Dwadzieścia lat – czy to długo? Tak. Dlaczego tak twierdzę? Ponieważ kiedy patrzę w przeszłość, jest tam schowana masa wspomnień, do których raz po raz wracam. W tym roku świętuję dwudziestolecie sportowej przygody i pokusiłem się na małe podsumowanie tego, co udało mi się osiągnąć.

Początki

Szczerze? Nie pamiętam swojego pierwszego treningu, ale pamiętam za to, kiedy pierwszy raz miałem przyjemność spotkać na swojej drodze Katarzynę O’Brien (Borys) i Tomasza Stellmacha. Podczas lekcji do sali weszli elegancko ubrani i w krótkich żołnierskich słowach poinformowali całą klasę, że w naszej szkole będą odbywać się zajęcia taekwondo i aktualnie organizowane są zapisy, rozdali ulotki i zaprosili na popołudniowe spotkanie z rodzicami. Na moje szczęście Kasia i Tomek ze swoją ofertą zjawili się w idealnym momencie, ponieważ mój Tata od jakiegoś czasu chciał mnie zapisać na „jakieś sztuki walki”. Popołudniowe spotkanie, na które przyszedłem z Tatą, pamiętam jak dziś. Kasia i Tomek siedzący przy szkolnej ławce, po ich lewej przygotowana była ekspozycja sprzętu, która od razu przykuła moją uwagę. Wizja bezkarnego kopania w tak różnorodny sprzęt była bardzo kusząca. I tak mniej więcej z początkiem września 2000 roku pół szkoły zapisało się na treningi taekwondo. No może nie dokładnie pół, ale sala pękała w szwach. Jednak z czasem z treningu na trening zaczęła się formować docelowa grupa ćwiczących.

KS Karor 2002 r. Ja kopiący yop chagi.

Kasia i Tomek

Kasia O’Brien (Borys) i Tomasz Stellmach byli moimi pierwszymi trenerami i nie będzie tajemnicą, że wiele im zawdzięczam. To oni w dużej mierze ukształtowali moje taekwondo, zaszczepili u mnie swoją etykę pracy, podejście do treningów i filozofię związaną z uprawianiem sportu. Nawyki, które nabyłem po pierwszych latach treningów, są ze mną do dziś i pozwalają mi na dalszy rozwój i doskonalenie umiejętności. W moim odczuciu Kasia i Tomek byli fantastycznymi trenerami, ponieważ się dobrze uzupełniali. Kasia doświadczenie wynosiła bezpośrednio z taekwondo, więc treningi z nią wiązały się z dynamiką, mobilnością i walką. Idealnie odnajdywała się w realiach walki sportowej, przygotowując zawodników tak, aby mogli w pełni wykorzystać swoje atuty. Zawsze potrafiła wykrzesać ze mnie coś więcej, co pozwalało mi przełamać kolejną barierę i ustanowić kolejny cel. Tomek idealnie sprawdzał się w sferze technicznej, co wiązało się z jego doświadczeniem wyniesionym z karate. Praca nad pozycjami, doskonalenie bloków, poomsae, praca nad szczegółami, które budowały efekt końcowy. Jego oczom nie uszło żadne niedociągnięcie. W moim odczuciu Kasia i Tomek zbudowali bardzo silny skład trenerski, zresztą na poparcie moich słów są liczne sukcesy, jakie udało się wywalczyć na przestrzeni lat w klubie KS Karor Bydgoszcz. Kiedy wracam do tamtych wspólnie spędzonych lat, zawsze na twarzy rysuje mi się pełny uśmiech, ponieważ wiem, że dzięki tym dwóm wspaniałym osobom zacząłem przygodę z taekwondo. Dziękuję!

Na wyróżnienie zasługuje również Mariusz Zwiewka za pomoc w treningach i dołożenie małej cegiełki do mojego taekwondo.

Łomża 2002 r.

Pierwsze zawody

We wrześniu rozpocząłem treningi, a za namową Taty już w kwietniu 2001 roku wystartowałem na Kujawsko-Pomorskich Mistrzostwach Województwa w Taekwondo WTF organizowanych przez Dariusza Ćwiklińskiego. To na tych zawodach po raz pierwszy miałem styczność z osobami, z którymi później związałem sportową przyszłość. Na zawodach rozgrywane były konkurencje sprawnościowe i walki. W konkurencjach sprawnościowych dałem z siebie wszystko, jednak nie załapałem się na żaden medal. Na koniec została jeszcze walka, w której odniosłem pierwsze zwycięstwo. Sędzią na macie był Grzegorz Jagodziński, który w późniejszych latach przyczynił się do jednego z moich większych sukcesów.

KS Karor

„Udany debiut Karora” krzyczy nagłówek w gazecie z 2002 roku. To właśnie w Łomży wywalczyłem dwa pierwsze medale dla klubu, które były zaledwie zaczątkiem dalszych sukcesów. Pamiętam, że po zawodach w Łomży klub nabrał wiatru w żagle, a ciężka praca na treningach szybko zaczęła przynosić sukcesy mnie i innym trenującym. W klubie panowała zdrowa atmosfera rywalizacji. Wyjazdy na zawody stały się regularnym sprawdzianem naszych umiejętności, obozy spajały naszą grupę i zapewniały masę śmiechu. Siła klubu KS Karor wynikała z dobrego kierunku obranego przez trenerów i podopiecznych dających z siebie wszystko na treningach.

BKS Centrum

Wraz z rozwojem przychodzi czas na zmiany. Dla mnie przyszedł w 2004 roku, kiedy to dołączyłem do Bydgoskiego Klubu Sportowego Centrum. I choć pierwszy rok nie był owocny w nowe doświadczenia, to kolejna zmiana już tak. Pod okiem Grzegorza Jagodzińskiego nabrałem ponownie wiatru w żagle, co ostatecznie zaowocowało w 2007 roku tytułem Mistrza Polski Juniorów w Bornym Sulinowie. Lata spędzone pod okiem Grzegorza utrwaliły u mnie wcześniej nabyte umiejętności, ale również mocno rozbudowały rejony, nad którymi jako młody adept sztuk walki się nie zastanawiałem. BKS Centrum to również wspaniała ekipa, która zebrała się w tamtych latach. Wspólne obozy w legendarnym dla mnie Bornym Sulinowie to jedne z najpiękniejszych wspomnień. Zgrupowania pod okiem najlepszych polskich trenerów były dla mnie dobrze spożytkowanymi treningami.

XX Liceum Mistrzostwa Sportowego

Czasy licealne spędzone w szkole na Berlinga zawsze wspominam z uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam wszystkich moich nauczycieli, którzy nie mieli z nami łatwego życia. Jednak w tamtym okresie moje taekwondo zeszło trochę na dalszy plan. Dziś, patrząc z perspektywy czasu, mogę powiedzieć śmiało, że był to okres, w którym trochę się wypaliłem. Cała forma treningów zintegrowanych z zajęciami szkolnymi mnie zmęczyła. Dodajmy do tego materiał do nauki w klasie maturalnej i gdzieś ten zapał, skutecznie podsycany przez lata, przerodził się w bardziej luźne podejście. Wtedy nauczyłem się, że nie można cały czas napierać, biec przed siebie, ponieważ czasami cel, do którego dążymy, rozmywa się po drodze i zapominamy, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, a wtedy musimy wrócić do początku.

Karate kyokushin i boks

W trakcie nieustającej praktyki taekwondo miałem też przyjemność liznąć karate kyokushin i boksu. Cel był jeden: połączyć nogi z rękoma. W gimnazjum za namową Taty zapisałem się na boks na Astorii. Pod okiem Krzysztofa Łajdyka i Jana Zubika zdobywałem pierwsze szlify. Nawet przyszło mi startować w zawodach, gdzie wygrałem chyba dwie walki. Następnie w czasach licealnych uczęszczałem do Jarosława Remusa na karate kyokushin, to były owocne lata i tu oczywiście też nie odpuściłem sobie startu w zawodach, gdzie wywalczyłem drugie miejsce, po przegranym finale z kolegą z klubu.

Dariusz Ćwikliński i Bydgoski Klub Taekwondo

Po zdaniu matury musiałem zdecydować, gdzie skierować swoje kroki związane z taekwondo. Wybrałem Bydgoski Klub Taekwondo i Dariusza Ćwiklińskiego. Nie była to przypadkowa decyzja. Z Darkiem miałem już do czynienia wielokrotnie, rodzice posyłali mnie na obozy organizowane przez niego w Sopocie czy Muszynie. Pod jego okiem przygotowywałem się do egzaminu na czarny pas (Sopot). Na kolejnym obozie mogłem ćwiczyć pod okiem mistrza Ky Tu Dang czy Łukasza „Jurasa” Jurkowskiego.

W tym roku mija dziesięć lat mojej współpracy z Dariuszem Ćwiklińskim i muszę przyznać, że decyzja, którą wtedy podjąłem, była bardzo dobrym wyborem. Po pierwsze szybko odzyskałem „ogień”, moje taekwondo wróciło na dobrą drogę, gdzie ponownie mogłem zacząć się rozwijać. Praca w pierwszych latach była dla mnie jednak powrotem do początków, musiałem na nowo przewartościować swoje taekwondo i skupić się na szczegółach, które budują całość. Zniwelować złe nawyki nabyte przez lata, zarówno w poomsae, jak i walce – kilka lat trenowania boksu i karate kyokushin zrobiły swoje. Jednak wiedziałem, że tego potrzebuję. Ciągła praca zaowocowała licznymi medalami na technicznych mistrzostwach Polski w poomsae. To, co wciąż podziwiam u Dariusza Ćwiklińskiego, to ciągłe poszukiwanie nowych ćwiczeń, możliwości do rozwoju, konfrontacji. To nieustanne podążanie za perfekcją, która kusi, aby wydobyć z siebie jeszcze więcej i wymagać więcej od podopiecznych. Powszechnie mówi się: „trenuję taekwondo”, jednak w tej sytuacji mogę jasno stwierdzić, że to dzięki ponad 40-letniemu doświadczeniu i wiedzy Darka zrozumiałem, czym są naprawdę sztuki walki. Taekwondo to sztuka walki, sport, nauka, filozofia, kultura, którą się studiuje i z każdym kolejnym krokiem odkrywa nowe możliwości rozwoju, zarówno podczas treningu, jak i w trudnych chwilach naszego życia. Dla mnie Dariusz Ćwikliński to mistrz sztuk walki.

Mam Talent 2015

W 2015 roku Daria Ćwiklińska zdecydowała się na udział w castingu do programu „Mam Talent”. Po bezproblemowym przejściu przez precasting zakwalifikowała się do castingu właściwego. Na pytanie, czy chcę pomóc w przygotowaniu show do programu, byłem zachwycony. Dziś przygodę z „Mam Talent” wspominam z dużym uśmiechem na twarzy, ponieważ udało się dojść do półfinałów na żywo. Jest to jedno z tych wydarzeń, które zapewniły mi ogromne doświadczenie sceniczne – w końcu pięciomilionowa widownia przed telewizorami nie trafia się często. Występ MAM TALENT 2015.

Dziękuję!

Prawda jest taka, że dziś nie mógłbym wspominać ani opisywać tych wszystkich fantastycznych wydarzeń bez kilku słów o moich rodzicach, którym zawdzięczam naprawdę wiele. To dzięki nim zacząłem trenować taekwondo, to oni przez lata opłacali moje treningi, kupowali mi sprzęt, fundowali obozy. To razem z Tatą trenowałem dodatkowo w domu, pracując nad własnymi słabościami. To również dzięki mojemu Tacie miałem nowe materiały szkoleniowe, takie jak książki, kasety wideo z treningów Koreańczyków. W tamtych czasach takich materiałów było jak na lekarstwo. Także dzięki jego pasji do sztuk walki rozwinąłem w sobie umiejętność nieustanego poszukiwania nowych materiałów treningowych. Mama również wspierała mnie w treningach, zawsze poprawiała mi humor po poniesionej porażce i motywowała do podjęcia kolejnego wyzwania. Byli obecni na moich egzaminach, zawodach, treningach. To dzięki ich wsparciu osiągnąłem tak wiele. Nawet dziś, zapisując na koncie kolejny sukces, wiem, że za mną stoją i mnie wspierają. Dziękuję.

Tekken 3

Seria Tekken ma w moim sercu specjalne miejsce. Granie i trenowanie taekwondo mocno zbiegły się w czasie. Pamiętam zachwyt, kiedy w miesięczniku „PSX Extreme” odkryłem, że Hwoarang trenuje taekwondo. Od tamtego czasu jest to moja ulubiona postać, którą gram do dziś.

TAEKWONDO TO JA

Czym jest dla mnie taekwondo? Przez lata nazbierałem masę doświadczeń, nauczyłem się, że sukces jest zbudowany na porażce – to właśnie dzięki porażkom uczymy się najwięcej. To zbiór naszych doświadczeń określa nas jako osoby i kreuje nasz styl. Tylko od nas zależy, czy walczymy dalej, czy się poddajemy. Taekwondo dla mnie to nie tylko sztuka walki, to droga, którą podążanie nie jest łatwe i wymaga wielu poświęceń, ciężkiej pracy, a jej owoce będzie można zebrać dopiero po latach. TAEKWONDO TO JA.

Na koniec pragnę podziękować wszystkim osobom, z którymi kiedykolwiek miałem przyjemność trenować. Przez lata na różnych salach treningowych poznałem wielu wspaniałych ludzi, a nawet przyjaciół. Chęć opisania mojej historii dojrzewała we mnie dość długo. Traktuję to jak kolejny etap na drodze do rozwoju. Z całego serca dziękuję też osobom, które wywarły na mnie największy wpływ w moim taekwondo. To tyle, czas wracać do treningu.


Dodaj komentarz